Tłumaczenia w kontekście hasła "patrzy na Ja" z polskiego na angielski od Reverso Context: Nie widzę żadnego dzieciaka, który patrzy na Ja Rule'a i chce być taki jak on. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja
Napisano Maj 29, 2018. Bo "widzę" go, w sensie nie patrzę w jego stronę ale czuję jego wzrok na sobie i gdy odwracam się by sprawdzić czy mam rację to widzę że rzeczywiście patrzy.
Garima patrzy na tragedię, która wydarzyła się w Bhopalu ponad 30 lat temu, jak na zwiastun tego, co będzie się dziać, jeśli globalni liderzy nie zaczną działać szybko. „Naszym powietrzem nie będzie można oddychać, a naszej wody nie będzie można pić. W rzekach nie będzie ryb, a pola nie będą dawać plonów” – mówi.
Tłumaczenie słowa 'patrzy na' i wiele innych tłumaczeń na angielski - darmowy słownik polsko-angielski.
Gdy nie odwzajemnia ona zainteresowania mężczyzny, może wywołać także inne negatywne emocje. Spojrzenie intymne. Gdy wzrok przykuwa dana kobieta, mężczyzna często nie potrafi go od niej oderwać. Długie spojrzenie jest naturalnym przejawem zainteresowania mężczyzny kobietą, wskazuje na chęć kontynuowania znajomości.
Ale nie wolno ich lekceważyć i liczyć na to, że same przejdą. Szczególnie niebezpieczne są schorzenia układu krążenia, miażdżyca naczyń i cukrzyca, ponieważ mogą doprowadzić do nieodwracalnych zmian w oku. Dlatego gdy zaobserwujesz, że wzrok ci szwankuje, nie zwlekaj z wizytą u okulisty, żeby ustalić, co ci dolega.
Ale życie jest lepsze bez luster. Nie winię się już za to. Już nie jestem wobec siebie taka surowa. Wciąż przejmują się tym, co myślą o mnie ludzie, ale kiedyś przejmowałam się bardziej.
Tłumaczenia w kontekście hasła "ona patrzy na" z polskiego na angielski od Reverso Context: Tyler beka, a ona patrzy na niego, jak gdyby śpiewał serenadę. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja
Jeśli chłopak się na ciebie patrzy a ty na niego nie ale czujesz na sobie jego wzrok. To oznacza że jest nieśmiały i boi się kontaktu wzrokowego. Proszę czekać
Nie odpowiada, ale patrzy na mnie tak, jakbym postradał rozum. Cóż, przywykłem do tego. Pracujący dla mnie ludzie często tak na mnie reagują. Bella. Muszę przyznać, że te krople to był jednak doskonały pomysł. Nie wiem, jaka substancja się w nich znajduje, ale ważne, że pomogły prawie od razu.
VkDJ. Ostatnio dostrzegam wokół mnie bardzo wiele ludzkiego bólu. W szkole mojego syna zmarł 12 letni chłopiec, po długiej walce z chorobą. Gdzieś obok ludzie chorują, umierają, tracą pracę, rozwodzą się, nie mogą mieć dzieci - różne cierpienia, na wielu płaszczyznach. Czasem dotyka mnie to bezpośrednio, innym razem nie. Uczę się jednak stawiać granice przyjmowania i tulenie w sobie nadmiaru ludzkiego bólu, tak by i mnie on nie przygniótł. Jednak to, co widzę i słyszę, napawa mnie ostatnio ogromnym smutkiem. Gdy umarła moja mama, usłyszałam w dzień jej pogrzebu, że mam się nie mazać przy dzieciach, że nie powinnam zabierać ich na pogrzeb ukochanej babci i teraz mam przestać ryczeć, bo im to nie pomaga. Gdy mój syn kilka tygodni później dostał trudną diagnozę, usłyszałam, że po nim nic nie widać. Mam udawać, że to się nie dzieje, bo cóż to za choroba, skoro jej nie widać z boku? I że mam się modlić, najlepiej do świętej Rity. Koniecznie też powinnam zacząć odmawiać pompejankę, wtedy mój syn cudownie ozdrowieje. Znawców od przeżywania mojego bólu była masa. Zatrważająca ilość tych, którzy wiedzieli lepiej ode mnie, co i jak mam czuć, widzieć i przeżywać, jak się modlić i jaką duchowością żyć. Pojawiali się i doradzali, nie pytani o zdanie, i na wszystko mieli gotową receptę, choć przyznać należy, że uszytą nie na moją miarę. I tu można by skończyć, mówiąc o tym, że świat jest zły, a ludzie głupi, ale wcale tak nie jest… Patrzę też na siebie i na tych, którzy wokół mnie cierpią. Naturalnym odruchem jest to, że chce się im pomóc. Ten odruch jednak często nieprzemyślany, niesie więcej szkody niż pożytku. Kiedy ktoś mówi o swoich problemach, naturalnym jest, że chcemy mu coś doradzić – choć warto zapytać najpierw, czy on tej rady chce i potrzebuje. Gdy widzimy płaczącego, odruchowo podajemy chusteczki ze słowami „no już, już dobrze, nie płacz”, zamiast powiedzieć „dawaj, płacz dalej, łzy oczyszczają”. Ciężko patrzy się na czyjś ból. Nie zawsze to potrafimy, szczególnie gdy cierpi ktoś nam bliski. Nie zawsze umiemy współcierpieć twórczo, po cichu. Możemy się jednak tego nauczyć… Patrzę na swoje zmagania ostatnich miesięcy i widzę, że jest wokół mnie garstka osób, przy których mogę płakać, czuć po swojemu i żyć tak, jak chcę żyć. Oni się z tym nie urodzili, to dojrzałość do której dochodzi się w praktyce, towarzysząc ludziom w ich bólu. W sercu mam bardzo żywe wspomnienie pewnej rozmowy, kilka dni po pogrzebie mojej mamy. Płakałam, opowiadając, co się we mnie i wokół mnie dzieje. Gdy skończyłam mówić, człowiek, który mnie słuchał, zapytał, czy oczekuję od niego, że coś powie, czy ma tylko słuchać. Zaskoczył mnie, bo to był zupełnie inny komunikat niż te, które odbierałam choćby na cmentarzu. Co mi to pokazało? Że chciałabym być człowiekiem bardziej słuchania, niż mówienia. Bardziej trzymania za rękę, niż wskazywania komuś, w którą stronę i w jakim tempie ma iść. Chciałabym nauczyć się patrzeć na czyjś ból oczami, które przyjmują i pozwalają być sobą, z taką dozą delikatności, że czasem warto coś powiedzieć, ale tylko czasem. Chciałabym też nauczyć się ufać tym, którzy nie tylko potrafią słuchać, ale też wiedzą, kiedy się odezwać, gdy zatapiam się w swoim smutku zbyt mocno. Odróżniać ich od pseudoznawców mojego życia. Pytać też Jezusa, do kogo i gdzie mam iść po radę, wsparcie, pomoc. I iść za Jego wskazówkami, nawet jeśli po ludzku wydają się trudne. Ufać tam, gdzie zaufanie nie będzie zdeptane czyjąś „lepszą” wizją przeżywania uczuć, wiary i bólu. To trudne. Dla mnie jako doradcy, ale też jako osoby, która potrzebuje obecności drugiego. Obecności uszytej na moją miarę.
Widzę cię przez Gregory’ego Lawrence’a Znowu ten człowiek. Wczoraj wieczorem w pubie głównie rzucał mi ukradkowe spojrzenia, kiedy myślał, że nie patrzę. Teraz jest na końcu mojego wagonu tramwajowego. Wyciąga szyję, jakby nie dbał o to, jak rzuca się w oczy przed wszystkimi innymi porannymi dojeżdżającymi do pracy. Rozpoznaję go od razu, pomimo mojej ślepoty na twarz. Nie pamiętam jego twarzy ani jej szczególnych cech. Rozpoznaję nieskrywany wstręt w jego oczach, rozpoznaję spojrzenie, jakie mi rzuca. Coś we mnie musi mu przeszkadzać. Jestem do tego przyzwyczajony. Coś we mnie zawsze komuś przeszkadza. A potem rzucają mi to spojrzenie. Trudno odwrócić wzrok, jeszcze trudniej zaprzeczyć, że to mężczyzna z zeszłej nocy. Odrywając od niego wzrok, skupiam się na dudnieniu kół zębatych, które sprawia, że powóz wibruje i brzęczy. Potem koncentruję się jeszcze dalej, na gwar ludzi na zewnątrz, na chodnikach i posągi na czerwonej glinianej fasadzie mijanego budynku. Tuż za zakrętem tramwaj powinien się zatrzymać. Pod wpływem impulsu wstaję i podchodzę do drzwi. Mężczyzna również wstaje. Oczywiście. Celowo staram się oddychać powoli. Ale im bardziej pociąg zwalnia, tym bardziej mój oddech przyspiesza. Idzie w kierunku drugiej pary drzwi. Gdy pociąg się zatrzymuje, wstrzymuję oddech, czekając na drzwi. Otwierają się z piskiem opon. Mężczyzna jeszcze nie wychodzi. Jego kroki stają się coraz mniejsze, gdy zbliża się do drzwi. Wychodzę jedną nogą, chwilę się nie ruszam. Szybko odwraca głowę, po raz pierwszy zmierzwioną. Potem wysiada. Szybko wchodzę z powrotem do powozu. Wsiada tłum turystów. Ukrywają mojego przeciwnika, ale też ukrywają mnie przed nim. Słusznie. Wciąż wstrzymując oddech, wbiegam z powrotem do powozu na puste miejsce, kręcąc głową i mamrocząc do siebie, aby wszyscy w zasięgu słuchu zrozumieli, że właśnie pomieszałem moje przystanki lub nie znalazłem oczekiwanego znajomego czekającego na przystanku lub trochę przeżyłem. inne normalne nieszczęście, które zdarza się cały czas normalnym ludziom. Jeśli im to w ogóle zależy; nikt teraz na mnie nie patrzy. A może celowo odwracają wzrok, przeglądając moją szaradę udawania normalności? Czy jest wśród nich ktoś, kto mnie unika? Nie wiem, bo nikogo nie poznaję. Nie żebym mógł powiedzieć tak czy inaczej. Siadam z uderzeniem wystarczająco głośnym, by dorównać mojej uldze i wystarczająco mocno, by zranić się w tyłek. Teraz siedzę w złym kierunku. To zawsze przyprawiało mnie o mdłości. Ja też boli mnie głowa. Piwa zeszłego wieczoru huczą w moich wnętrznościach. W ustach czuję kwaśny posmak. Powinienem zmienić miejsca, przynajmniej po to, żebym, jeśli dojdzie do pchnięcia, nie wypluwam w kierunku przeciwnym do kierunku jazdy. Wstaję, bo tramwaj znowu zwalnia na następny przystanek. Przestrzeń, w której siedział mężczyzna, jest wciąż pusta. Oczywiście, jak mógł się dostać z powrotem? To właściwie jedyne wolne miejsce w zasięgu. Tym razem opadam ciszej. Zerkając spokojnie przez okno, od razu go rozpoznaję. Jest w centrum masy pasażerów czekających na wejście na pokład. Nadal nie widzę jego oczu, ale przysięgam, że widzę jego pełne nienawiści, teraz niecierpliwe spojrzenie. Kiedy drzwi się otwierają, przepycha się przez pozostałych pasażerów z nieskazitelną determinacją. Idzie w moim kierunku. Szybki, ale nieskoordynowany. Czy trzęsie się z wściekłości? – Ty – mówi. Jego głos brzmi dziwnie. Nie mogę tego umieścić, ale wiem o tym. „Co mówię. Nie pytanie, tylko co. „Niedawno patrzyłeś w lustro?” – Nie – odpowiadam, zbita z tropu śmiałością. Wiem, że nie jestem widzem. Nie brzydkie, ale rozczarowujące, nieprzyjemne dla większości ludzi. Może gorzej teraz, kiedy od dłuższego czasu nie patrzyłem w lustro. Ale co to za interes kogokolwiek innego? Nie muszą na mnie patrzeć. – O cholera – mówi. Nie wydaje się już nawet zły, ale wciąż dziwnie. To złe słowo. Dziwnie znajomy. Jest coś w tym głosie. „Jeszcze tego nie widzisz, ale kurwa, jesteś mną”. „Co?” Mówię. Tym razem pytanie. „Jesteś mną. Wyglądasz jak ja. Dokładnie. Daj spokój. Co to jest?” Gdy mówi szybciej, bardziej nerwowo, rozpoznaję jego głos. To mój własny głos, ale nie do końca. To nagrana wersja. Do tej pory słyszałem to tylko w formie nagranej. To mój własny głos, ale nie w mojej głowie, nie zniekształcony przez moją własną percepcję. „Co to jest?” Tym razem naprawdę go słyszę, słyszę, że to mój własny głos. – Jesteś mną – mówię. „Pierdolić.” „Zawsze mi mówiono, że nie ma nikogo takiego jak ja”, mówi. „Nie ma nikogo tak nieprzyjemnego, skomplikowanego, trudnego jak ty. Tak mi powiedzieli. Każdy.” – Tak, to samo – mówię. On jest mną. I wydaje mi się, że jest bardzo podobny do mnie. Podobna postura, figura, trochę inne włosy, dokładnie te same długie, cienkie palce… a co ważniejsze, robią teraz to samo co moje. Bębniąc na kolanie, jeden po drugim. Stoi, ale wciąż nie może się przed tym powstrzymać, pochylając się lekko. „Nikt tak naprawdę nie jest taki” – mówi. Echo z przeszłości. „Co w takim razie… to znaczy?” – pyta, wskazując najpierw na siebie, potem na mnie. – To nadal nic nie znaczy – mówię. Potem powtarzam to, co tyle razy mi mówiono. „To nie twój wygląd jest problemem, ale sposób, w jaki patrzysz na ludzi… tak, jakby mieli cię skrzywdzić. Sprawiając, że cię skrzywdzą. Coraz szybciej bębnię palcami. Jak on. – Nie – mówi. Tramwaj znów się zatrzymał, nie zauważając mnie, ale horda studentów, którzy przyjechali, nie może ujść mojej uwadze, a ich krzyki i popychanie obmywają nas niczym fala energii i Lynx Africa. „Problem polega na tym, jak inni na nas patrzą. Nigdy nas nie widzą. Przytakuję. Wtedy mówię: „Widzę cię.” Gregory Lawrence jest tłumaczem i pisarzem, który dopiero po trzydziestce dowiedział się, że ma autyzm. Wcześniej był znany tylko jako dumnie dziwny, a to poczucie dziwności przeniknęło również do jego pisarstwa. Pochodzi z Niemiec, obecnie mieszka w pobliżu Edynburga, a także na Twitterze pod adresem
zapytał(a) o 22:10 Patrzy się caly czas,ale nie zagada? Jest taki chłopak. I on sie na mnei caly czas gapi. Nawet jak idzie przede mną,to widzę jak sie odwraca,aby na mnie spojrzeć. I z tego co słyszałam od jego koleżanek,to on ucieka ode mnie I mowią ,ze on jest strasznie dziwny. I ogolnie wczesniej z nim pisalam,gadalam na skype,ale w szkole nic. Tylko sie gapil. I wlasnie sie z nim poklocilam o to,że sie niby przyjaznimy,ale nawet nie zagada i caly czas jakies wymowki zapodawal,czemu nie podchodzi typu: jestem zajety. itd.. A jak obok mnie przechodzil to jakos nie byl zajety. Nie pisze juz do mnie.. Tylko sie patrzy.. caly czas. Jak przechdozi obok mojej klasy,to wzrok na mnie. Nie ma takiego dnia,kiedy by na mnie nie spojrzał. Albo pamietam,że sb stoje na korytarzu,a on wychodzi z sali. I ja sie na niego gapię spojrzeniem zabójcy,a on idzie w strone drugich drzwi i w tym czasie sie odwraca i gapi. Wczesniej tez tak było,tylko że teraz czesciej sie gapi chyba.. I tylko na mnei sie tak czesto patrzy. Na inne dziewczyny nie. A od jego kolegow uslyszalam,że on sie mnie wstydzi. I jeszcze byly takie sytuacje,że koledzy z jego klasy caly czas pchali go do mnie ,abysmy rozmawiali. I gadalismy normalnie i on oczywiscie caly czas w oczy mi sie gapił ,a ja mu. I troche sie jąkał haha XD A jak z nim pisalam,to troche wredny był ;o Ale podobno nie wazne są słowa,ale oczy... ja juz sama nwm :o Juz od tygodnia nie piszemy... Mam mu dać znać,aby napisał? Uśmiechnac sie? ;o Odpowiedzi metal190 odpowiedział(a) o 22:14 Najlepiej daj mu dupy, może sprawa ruszy z miejsca... blocked odpowiedział(a) o 22:31 Skoro masz z nim kontakt poza szkołą to napisz do niego wprost czemu cię tak unika? Na pewno go kiedyś złapiesz czy coś i podejdź do niego po czym pytasz się o lekcje, (po prostu wymyśl pretekst) wtedy zaczniesz z nim rozmowę, przy okazji ZAPYTASZ O TO CZEMU CIĘ UNIKA. Możliwe jest to, że go dręczą czy co w sensie dostał wyzwanie i wstydzi się tego zrobić lecz szuka odpowiedniego momentu niestety wycofuję się jak widać za każdym razem, możliwe też jest to iż koledzy powiedzieli, że powiedzą tobie coś dziwnego o nim, jego sekret itp, a on teraz myśli, że wiesz o tym. pokaż mu swoję wdzięki,jak dalej nie bedzię reagował wzwodem ..daj sobie z nim jest 100% gejem Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub